środa, 12 września 2012

Wszystko dobre co się dobrze kończy


Dobrze byłoby gdyby rzeczywiście dobrze się kończyło, ale tak dobrze to nie ma, bo lato skończy się niebawem, w tym roku będzie trwało 93 dni, 15 godzin i 40 minut, a skończy się 22 września o godzinie 16:49. To dotyczy lata astronomicznego. Z kolei lato kalendarzowe zawsze trwa równo 93 dni, od 22 czerwca do 23 września, kiedy to rozpoczyna się kalendarzowa jesień. Gwoli wyjaśnienia ten tytuł zaczerpnąłem od Szekspira, bo w naszym umęczonym i nieszczęśliwym kraju, sytuacja jest tragikomiczna, tak jak w tej sztuce „All`s Well That Ends Well” co po naszemu jest dokładnie jak wyżej, to komedia autorstwa Williama Szekspira, napisana pomiędzy 1601 a 1608 rokiem. Trudno ją jednoznacznie zaklasyfikować do kategorii komedii lub tragedii. Dokładnie tak jak u nas w realu.

I tak w pierwszym akcie mamy już za sobą Euro 2012, do historii przeszła też Olimpiada i Paraolimpiada. Teraz nastał czas rachunków, porachunków i rozrachunków. W rolę rachmistrza wcieliła się nasza ministra od sportu, co to zawsze zwraca na siebie uwagę a to niespójną i niekompetentną gadką na tematy, na których się nie zna, a z racji sprawowanej funkcji, znać się powinna, a to zatrudniając jakiegoś dyrektora od fryzjerów. Swoją drogą nasz sport ma, a raczej nie ma szczęścia do fryzjerów. Jednemu to nawet policja z przykazania sądu naszego powszechnego musiała wskazać adres gdzie jest jego miejsce do rozmyślań nad kondycją polskiego sportu. Przy tych rozrachunkach poleciały też głowy. 

Co prawda jak podaje „Newsweek” gilotyny użyto po raz ostatni 35 lat temu. Ścinano nią głowy wielkich polityków i zwykłych przestępców. Do powszechnego użycia weszła pod koniec XVIII wieku i niemal bez zmian przetrwała przez trzy kolejne stulecia. Ostatni raz śmiertelne ostrze gilotyny opadło we Francji 10 września 1977 roku. U nas po Euro poleciała głowa Smudy. Tym razem obeszło się bez gilotyny. Nawet kołnierzyka mu nikt nie odpruł, co skazanym na ścięcie przez gilotynę czyniono. Za to szyję naszej „ministerki” co to sportem ma zawiadywać spowił piękny szal w kolorze szafiru na konferencji inicjującej rachunki i rozrachunki.

Podsumowaniom nie było końca, słupki, wykresy, analizy i oszałamiająca konkluzja, wypadliśmy słabo, ale jak się przyłożymy, jak się sprężymy to za 16 lat zdobędziemy 60 medali tak jak Wielka Brytania, no może za 12 lat jeśli weźmiemy się do roboty, bo wszyscy Polacy to jedna rodzina i wszyscy pewnie zdaniem Pani minister ponosimy odpowiedzialność za taki wynik, ale już jak naprawdę zepniemy pośladki i zaczniemy ciągły sprint to nawet za 8 lat dojdziemy do wyników Gross Brytanii. Perspektywa znakomita, to nic , że nasz stadion narodowy taki wielki i drogi nie nadaje się oprócz kopanej do innych dyscyplin. Jak usłyszałem o tych 16-8 latach to od razu przypomniał mi się wiersz Tuwima "Lokomotywa". Pewnie i nasza w tych wynikach zasługa skoro 30% uczniów ma zwolnienia z lekcji w-fu. Bijmy się w pierś z Panią Minister Anną ku uciesze dobrze zarabiającym „związkowcom sportowym”. Ponieważ złota na olimpiadzie zdobyliśmy tyle co kot napłakał to na pocieszenie został nam Amber Gold, czyli jakby znowu przełożyć na bardziej ludzki język wyszłoby „bursztyn złoto” lub w wolnym tłumaczeniu „złoty bursztyn”. 
 
Amber jak przystało na genialnie oszukańczą piramidę finansową w zdobywaniu kapitału biednych ludzi świetnie sobie radziła. Dobra reklama, stoiska w dużych galeriach handlowych, bogato zdobiona fasada siedziby firmy zmyliła chętnych zysku pazernych bogaczy i biednych emerytów, którzy liczyli, że pomnożą swoje skromne zasoby i będzie ich stać na lekarstwa, które są coraz droższe i trudniej dostępne. Trochę to dziwne, że ludzie zapomnieli o BKO /Bezpieczna Kasa Oszczędności/ Grobelnego. Przydałaby się znowu ta prawdziwa gilotyna. Jej wizja może ostudziłaby zapał niektórych pomysłodawców i ich pomagierów, choćby takich co kazali się nawet tytułować debilem. Wyszło na to, że najlepszym i najpewniejszym miejscem do inwestycji są skarpety. Tylko ostrzegam; nie te, w których miał puścić spekulantów były Prezydent: nomen omen też z Gdańska. 

Tu na zakończenie pozwolę sobie skorzystać z Wikipedii: Nomen omen - zwrot po łacinie, który można przetłumaczyć jako "imię jest wróżbą, stanowi znak", co według starożytnych Rzymian oznacza, że imię lub nazwisko kryje w sobie informację o człowieku, czy też np. zdradza jego cechy charakteru lub przeznaczony mu los. Dotyczy to także przedmiotów, czy też nazw.
To chyba coś znaczy?
Nomen omen Twardy