wtorek, 12 sierpnia 2014

Wakacyjny, ustawowy duszek

No i po urlopie. Pogoda podczas mojego pobytu z żoną i dziećmi nad naszym morzem była wyśmienita. Bardzo ciepło, słonecznie z dużą ilością lodowatej morskiej wody. Do Łeby pojechałem po wieloletniej przerwie. Oprócz bramek na autostradzie wyprawa była bardzo udana. Napisałem bramek, ale po dojechaniu do pierwszej zjechałem z autostrady. Co się miałem denerwować. Przy okazji jadąc drogami wojewódzkimi  miałem porównanie z tymi w naszym województwie. Musze powiedzieć, że jestem dumny z naszych dróg. Bez porównania dużo lepsze od tych na Pomorzu.

W Łebie najbardziej podobała mi się plaża. Długa, szeroka z płytką wodą, w sam raz dla naszych ruchliwych, bardzo ambitnych jeśli chodzi o pomysłowość, dzieci. Jadąc nad morze liczyłem się z tym, że woda będzie zimna. Moje przypuszczenia się sprawdziły i z pewnością nie były wielkim odkryciem. Tak jak wieczne jest pióro, tak i woda Bałtyku jest zimnawa. Powiedziałem sobie nic to. Stojąc na straży życia ludzkiego, czyli moich pociech, dzielnie znosiłem tę zimną atrakcję naszego urlopu. Bardzo fajne były też manewry wojskowe, czyli tak zwane dojście na dalszą część plaży, gdzie nie było tłoku. Na pomysł oddalenia się od centralnej kurortowej plaży wpadła moja żona z moją mamą. Pojechaliśmy samochodem najdalej jak się dało i wleklismy się z plażowymi tobołkami. Po przekraczeniu linii byłej jednostki wojskowej biegnę na zwiady, którędy najbliżej i najłatwiej. Po kilku minutach przedzierania się przez sosnowy las i wysokie wydmy zobaczyłem szumiące morze i prawie pustą plażę. Oddychałem ciężko ze zmęczenia, byłem cały mokry ale warto. Wróciłem tą samą drogą. Zadowolony wskazałem pozostałym członkom wyprawy kierunek, założyem ze dwie torby, złapałem za poręcze dziecięcego wypełnionego rzeczami wózka i pcham. Po chwili żona z babcią i dziećmi daleko z przodu a ja bawię się w strongmena. Pierwsza leśna wydma pokonana, druga w połowie a ja ledwo stoję na nogach, patrzę na bliskich, też ledwo idą. Najsprawniej poszło Michalinie z kapeluszem na głowie. Mały Antek czerwony z upału i wysiłku ciągnięty przez babcię, ja staję na głowie żeby się nie przyznać, że zaraz padnę trupem. Udało się, dotarliśmy na plażę. Kolejne dni były podobne, słoneczne z dużą ilością piasku, zimnej wody, wesołego miasteczka i spacerów. Zmieniłem tylko taktykę i miejsce drogi przez wydmy. 
Bardzo dobrze, że w okolicach Łeby jest ciekawe oceanarium oraz park jurajski. To wzystko zbudowane przy wykorzystaniu środków unijnych. Dużo zabawy jak i edukacji. Jest gdzie pojechać i co zobaczyć. Nie byliśmy na wydamach ruchomych gdyż jeszcze chyba nie czas dla naszych dzieci, za duży wysiłek. Słabiutko wypadł często reklamowany na ulicach Łeby dom stojący do góry nogami. Podobały mi się różnego rodzaju atrakcje na deptaku oraz pomysł na opowiadanie dzieciom wieczorami bajek przez sympatycznego pana, który zasiadał na kocach pod dużym drzewem na wzór Kubusiowych opowieści.   

Śmiać mi się chce jak sobie przypomnę ustawę regulującą spożywanie alkoholu w miejscach publicznych. Po co tracić cenny czas na głupotę i tworzyć ustawę skoro i tak wszyscy ją mają w ... .

Wyjazd udany. Niestety trafiłem na okres afery taśmowej no i się nasłuchaliśmy różnorodnych komentarzy. Wcale się ludziom nie dziwię, że głośno komentowali brak szacunku i zerową moralność wśród najwyższych urzędników państwowych. Mam tylko nadzieję, że informacje prasowe o istniejących  nagraniach video z tych spotkań z pseudoekskluzywnymi Polakami w tle, to wymysł prasy. Obym się mylił. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz albo będziemy podczas rozmów siebie nagrywali albo nie będziemy ze sobą rozmawiali. 

Bardzo chętnię jeszcze kiedyś zawitam do Łeby.

Twardy na miękko.