Niektóre to łobuziaki, inne kofaniutkie, prawie
samowystarczalne (tak same uważają). Czasem się uśmiechają uroczo, czasem
krzyczą lub są smutne. Czasem swoim zachowaniem przewracają dom do góry nogami.
Z pewnością dają dużo radości i są najważniejsze. Nasze życie jak już je
posiadamy kręci się wokół nich. Staramy się żeby były bezpieczne. Zaspokajamy
ich potrzeby, często za bardzo, ale każdy rodzić w miarę swoich możliwości.
Są wyczekiwane, są wypłakane, są darem. Szczęśliwi są ci co mogą żyć razem
z nimi. Są naszą nadzieją na stare lata. Można powiedzieć, że są naszym
ubezpieczeniem na starość. Wierzymy, że będą bardziej łaskawe od ZUS-u.
Niby zależy wszystkim, aby ich było jak najwięcej, bo bez
nich nie będzie i nas. Jednak ostatnie informację o likwidacji dofinansowania
programu in vitro w Polsce zasmuciły moje zazwyczaj pogodne oblicze. Uważam, że
jest to bardzo zła decyzja ministra. Jest to niszczenie godności,
odpowiedzialności i wolnej woli człowieka dorosłego. Nikt nie ma prawa oceniać
decyzji osoby dorosłej dotyczącej chęci posiadania potomstwa, skoro jest
sposób, aby osiągnąć to szczęście.
Słuchaliśmy przez wiele lat jak zależy władzy (nie ważne
której), aby demografia zaczynała się odbudowywać. Mieliśmy rosnąć w
siłę. Wszyscy mądrzy tworzyli wizje wzrostu urodzeń Polaków. Temat przelewał
się w mediach dosyć często. Były strajki, marsze zwolenników i przeciwników.
Opracowywano koncepcje, ministrowie rozważali różne możliwości i rozwiązania.
Powstały przepisy i zaczęto je wcielać w życie. Zaczęliśmy traktować przyszłych
rodziców na poważnie. Zaczęliśmy się zbliżać w tym aspekcie do Europy. Pojawił
się naglę mądrala i wszystko przewrócił do góry nogami. Dla wielu osób zgasło
światełko w tunelu. Dla wielu znowu powstały wilcze szańce nie do przebycia.
Kiedyś już pisałem na ten temat, że skoro są takie możliwości techniczne to je
wykorzystujmy. Bóg już sam oceni tych co skorzystali z możliwości bycia ojcem
czy matką.
Dziś nie jestem pogodny.