Aby
wynagrodzić spóźnienie, wynagrodził obdarowanych sowicie. Św.
Mikołaj vel Dziadek Mróz prosto z Rovaniemi, przybył z wielkim
worem w połowie stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej, aby wynagrodzić
za ciężką pracę w szczególności Marszałka Ewę Kopacz oraz
Marszałka Bogdana Borusewicza. Tak się zastanawiam,
czy wory były wielkie dla wielkiego wrażenia, a w środku były
karty z chipami z określoną kwotą, czy może obdarowani zażyczyli
sobie prezentu w bilonie groszowym co podnosiłoby wartość podarków
czterokrotnie. Złotówka w postaci jednogroszówek ma wartość
jednego euro, tyle kosztuje metal, z którego są wybite. Znając
zapobiegliwość naszych wybrańców Narodu wcale nie jetem taki
pewien, że tak nie było?!
Każdy
lubi być docenionym i dostawać nagrody za dobrze wykonaną robotę.
Z historii znamy wiele sposobów motywowania do lepszej pracy. Przed
rokiem 1980 bardzo ważna dla pracownika była pochwała od wysokiej
rangi Towarzysza z Komitetu no i oczywiście nieodłączny goździk.
To były czasy: 300% normy i do przodu. Magistrów trzeba było ze
świecą szukać, a teraz jak „mrówków”. W użyciu jako
instrumenty pochwalne wyższej rangi były też dyplomy i talony na
trudno dostępne dobra materialne typu: lodówka, telewizor kolorowy
no i oczywiście szczyt marzeń w owym czasie talon na samochód.
Teraz jedynym motywującym narzędziem dla pracowitych /lub/ /i/-
niepotrzebne skreślić znajomych królika, jest pieniądz, a kto
pracuje w jakiejś zagranicznej firmie dostaje /money/. Tym wszystkim
co nie dostali żadnej premii ani dyplomu wręczam nagrodę
pocieszenia: http://www.youtube.com/watch?v=WCkOmcIl79s
wklejcie
sobie w pasek adresu i posłuchajcie. Coraz rzadziej można spotkać
osoby, które pracują wydajnie nie tylko dla kasy ale i z
przekonania że tak trzeba.
Po
upublicznieniu kwot uzyskanych czy raczej zrabowanych w biały dzień
przez wymienione osoby - nagród, podniósł się ogromny raban.
Skorzystali na tym najbardziej dziennikarze i poczytne tabloidy, ale
w tym wypadku to chyba dobrze. Gdyby nie brawurowa akcja między
innymi SE, zwyczajny tzw szary człowiek goniący za przysłowiową
„kromką chleba”, opiekujący się przodkami w wieku już bardzo
zaawansowanym, dzięki czemu budżet domowy co miesiąc jest zasilany
wpływającą rentą, a raczej rentką lub emeryturą, z czwórką
dzieci, dla których nie ma miejsca w przedszkolu, może dowiedzieć
się ile to można za friko zgarnąć dostając się na ul. Wiejską
i wypada w tym miejscu mieć nadzieję, że personalia naszych
zaradnych wybrańców, zostaną zapamiętane przez wyborców i
założą szlaban w komisji wyborczej.
W
internecie zawrzało, w tv zawrzało do tego stopnia, że pani
Marszałek musiała się gęsto tłumaczyć z uzyskanych profitów za
siedzenie w pierwszym rzędzie. Będąc „młodą lekarką”, jak w
tym słuchowisku radiowym, bardzo zgrabnie się wytłumaczyła: -
To nie ja sobie przyznałam – to mnie przyznano. To wszystko w
ustach Marszałkini brzmiało tak przekonywujące, jak przekopany na
metr grunt po katastrofie smoleńskiej.
I
tym optymistycznym akcentem kończę oraz życzeniami spóźnionymi,
a przez to bardziej serdecznymi Szczęśliwego Nowego Roku
Twardy
na miękko.
P.S.
Czekam na męską /jeszcze?/ decyzję Janusza Palikota i nowego
Wicemarszałka Krzysia, sorry - Anny Grodzkiej.